Smaki podróży












Nie samymi górami człowiek żyje czyli co jedliśmy w drodze do Everest Base Camp



Nie byłam jakoś  szczególnie nastawiona na nepalskie doznania smakowe. Wiedziałam tylko, że będę musiała dużo pić, ponieważ procesowi aklimatyzacji towarzyszy znaczna utrata wody. Aby zapobiec odwodnieniu należy wypijać od 3-4 litrów dziennie!
 Moje przypuszczenia się sprawdziły i rozpoczynając naszą wędrówkę po górach poniekąd zmuszeni byliśmy do wypijania ogromnych ilości płynów. A co najczęściej piliśmy? Zamawialiśmy ogromne termosy herbaty zielonej, cytrynowej, ( nie z prawdziwą cytryną - niestety zauważyłam wielkie puszki kwasku cytrynowego w stołówce) czarnej i masala tea. Masala okazała się prawdziwym hitem, bo dla mnie było to całkiem coś nowego. Masala to po prostu herbata z mlekiem z dodatkiem różnego rodzaju przypraw. Całość tworzy bardzo aromatyczny napój, który w różnych restauracjach smakował nieco inaczej. Często zamawialiśmy także herbatę imbirową z kawałkami prawdziwego imbiru. 
Co jeszcze do picia? Mnie zachwycił smak truskawkowego lassi. Oczywiście wszędzie nawet w malutkich rodzinnych sklepikach można było kupić coca-colę. Piwo – dość duży wybór piw zagranicznych jak i lokalnych browarów np. Everest czy Nepal Ice.
W celu uzupełnia płynów warto było skosztować także zup. Wybór był naprawdę imponujący ale chyba największym powodzeniem cieszyła się zupa czosnkowa (która ponoć wspomaga aklimatyzację) i pomidorowa. Pomidorowa oczywiście z prawdziwych pomidorów. 
 
zupa czosnkowa
Za narodowy przysmak Nepalczyków uchodzi dal bhat czyli ryż z sosem a właściwie zupą z soczewicy z dodatkiem warzywnego curry. Podobno dużym nietaktem jest jedzenie tego dania sztućcami. A powinno się jeść je tylko palcami prawej dłoni. Gorący sos wlewa się do ryżu i miesza właśnie palcami. Do tego dodaje się warzywne curry i marynowane, bardzo ostre warzywa
Dal Bhat podawane jest w specjalnej tacy z przegródkami na różne składniki (thali) 
 
dal bhat
 
warzywne curry z chapati i ryżem
 
makaron w wersji wegetariańskiej
 
makaron z jajkiem i serem oraz warzywami
Osobiście stałam się wielką fanką pierożków momo. Podawano je w wersji wegetariańskiej i z nadzieniem mięsnym. Można było zamówić pierożki gotowane lub smażone. Podawano je najczęściej z ostrym sosem. Co najważniejsze momo jest robione „na bieżąco”. 
wegetariańskie pierożki momo podane z sosem i symboliczną sałatką z sosem - chyba najlepsze jakie jadłam
gotowane pierożki momo
W Katmandu skosztowaliśmy Chatamari czyli tzw. newarskiej pizzy. Jest to naleśnik z ryżowej mąki. Wystrój restauracji był zupełnie niezachęcający, wręcz odpychający ale chatamari było wyborne. Podaje się je z różnymi dodatkami na wierzchu. Ja zamówiłam naleśnik z serem i pomidorami. Podaje się je także z mięsem, jajkiem itp. Chatamari potraktowałabym jednak bardziej jako przystawkę. 
chatamari z serem i pomidorami + lassi
chatamari z jajkiem
Obowiązkowo było trzeba skosztować potrawy z mięsa jaka. Tak naprawdę  nie wiadomo, czy podano nam mięso tego zwierzęcia. Podobno jaków nie opłaca się zabijać na mięso a mięso zwierzęcia, które padnie – jak wiadomo – nie nadaje się już do jedzenia. Restauratorzy zastępują mięso jaka mięsem bawoła wodnego. Podobnie sprawa wygląda z serem z mleka jaka – nie mamy pewności czy ser nie jest zrobiony po prostu z mleka krowiego. Jak smakowało mięso, które przynajmniej nazywano mięsem z jaka? Różnie. Czasem mięso wyglądało i smakowało całkiem dobrze. Kawałki mięsa były duże, miękkie, dobrze przygotowane. Czasami podawano je w formie mięsa mielonego usmażonego w postaci płaskiego placka, co gorsza polanego keczupem… Dodatki można było sobie dobrać według uznania np. gotowanych ziemniaczków, sałatki, frytek. Mięso zamykano także w dwóch tostach z pszennego chleba – danie takie nosiło nazwę burgera z jaka. 
 
"lepsza wersja jaka"- czyli całe kawałki mięsa tutaj z ziemniakami
Niczym dziwnym, nawet wysoko w górach, była obecność w karcie dań z różnych stron świata. Pojawiała się więc pizza, burgery, spaghetti. Na początku byłam ostrożnie nastawiona do zamawiania tego typu dań, ale czasem pizza okazywała się bardzo dobra. Powiedzmy sobie szczerze – nie był to jakiś wybitny smak, ale czasami człowiek na ochotę na pizzę z tuńczykiem ;) 
hamburger drobiowy podany z chipsami ;)
wyborna wersja kurczaka w miodzie
 
pizza z tuńczykiem
Niestety wielkim rozczarowaniem okazała się carbonara – podana z jajkiem sadzonym na wierzchu – nie przypominająca w smaku oryginalnego dania. Warzywna musaka to trochę warzyw zupełnie bez smaku zapieczona z niewielką ilością sera. Może akurat mieliśmy pecha na taką knajpkę w Katmandu a właściwie kucharza, który z kolei robił wybitne dania kuchni lokalnej. Może właśnie to znak, że carbonary w takich rejonach po prostu się nie zamawia i warto zaufać lokalnym kucharzom, który są mistrzami lokalnych potraw…
Śniadania – wybór najczęściej dość duży, nawet na dużych wysokościach. Oprócz typowych dań wybitnie kojarzących się nam z porą śniadaniową – owsianek, omletów, jajecznicy, tostów – w karcie pojawił się także chlebek tybetański. Podawano go z różnymi dodatkami – na słodko i na słono – z dżemem, miodem, 
 fasolą z puszki, jajkiem sadzonym. 
śniadanie w Vaishali Hotel w Katmandu
Gdzieś w górach chlebek tybetański z miodem i dżemem...
...i w wersji z jakiem sadzonym
W Naamche Bazar skusiliśmy się na dania z karty tzw. Sherpa Food co wzbudziło spore zdziwienie właściciela i kucharzy. Obawiano się, że dania mogą nam nie smakować i są typowo przeznaczone dla tubylców. Rigi Kur to po prostu placek ziemniaczany podawany z bardzo ostrym sosem. Ku mojemu zdziwieniu najpierw przyniesiono mi jeden placek a kiedy zjadłam – drugi, aby moje danie było ciepłe. Strzałem w dziesiątkę okazało się także T-momo. 
 
Sherpa Food
 
Rigi Kur - strasznie ostry sos, strasznie dobry placek ;P
Rildu
T-Momo

Co na deser? Niczym dziwnym było, że wysoko w górach proponowano pyszną szarlotkę podawaną na ciepło, ryżowy lub czekoladowy pudding. W Katmandu zachwyciły nas małe piekarnie z ogromnym wyborem drożdżówek i babeczek! Bardzo takie, bardzo pyszne, nie oszukiwane. Idealne było połączenie takiej piekarni z kawiarnią ;) Odwiedziliśmy także najwyżej na świecie położoną piekarnię z ciastem marchewkowym czy czekoladowym. 
 
Pudding ryżowy
Jak wszędzie pyszna szarlotka podawana na ciepło

 I jeszcze w ramach ciekawostki... nie wiem co kucharz miał na myśli komponując poniższe danie... mięso + frytki, biały ryż i tosty. Takim daniem poczęstowano nas w Lukli.
Jako dietetyk - nie polecam ;)
Marzą mi się kolejne podróże, głównie za sprawą nowych doznań smakowych. Fajnie byłoby skosztować czegoś nowego. Czas pokaże...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz